Co potrafi macerat z nagietka



Wiecie, że w mojej pielęgnacji ważną rolę odgrywają oleje. Stosuję je chętnie, często i do wszystkiego :) Jednym z moich faworytów jest olej arganowy, a także jojoba, masło shea, masło kakaowe...
Uwielbiam połączenie oliwki z żelem borowinowym na ciało, nic tak nie nawilża!
Podczas ostatnich zakupów w sklepie Ecospa znalazł się w moim koszyku także macerat z nagietka. 


Cóż to ten materac... yy.. macerat?

"Maceraty to grupa olejów roślinnych pozyskiwanych w wyniku maceracji, czyli procesu trwającego zwykle wiele tygodni i wymagającego nakładu pracy, który polega na tym, iż surowiec roślinny (kwiaty, zioła) zostaje zalany olejem bazowym i pozostawiony w temperaturze pokojowej przez dłuższy okres, podczas którego materiał powinien być, co pewien czas mieszany. Po odfiltrowaniu resztek materiału roślinnego powstaje olej, który łączy w sobie właściwości oleju bazowego (najczęściej wykorzystuje się oliwę z oliwek, olej sojowy, olej słonecznikowy) oraz cenne właściwości rozpuszczalnych w tłuszczach biologicznie aktywnych substancji z danego surowca roślinnego. Powstały olej określa się nazwą rośliny użytej w procesie maceracji. Maceraty są wrażliwe na światło i na wysoką temperaturę, nie powinny być ogrzewane, należy je także - tak jak wszystkie oleje roślinne - trzymać w ciemnym i chłodnym miejscu."
Źródło: mazidla.com



Żródło: http://kwiaty-ogrody.pl/?p=3531

Warto swój macerat zrobić samemu i przedłużyć jego trwałość dodatkiem witaminy E. 
Zanim jednak rośliny urosną, dojrzeją i będą gotowe do zbioru minie trochę czasu jeszcze, więc pokusiłam się na spróbowanie maceratu nagietkowego na bazie oliwy z oliwek.
Trochę kręcę nosem na tę oliwę, ale z drugiej strony trudno oczekiwać od sklepu aby sprzedawał ultradrogie maceraty na bazie oleju jojoba czy arganowego. 
Takie rzeczy możemy sobie zrobić sami, jeśli tylko nam się to opłaca.




Calendula officinalis, a więc nasz nagietek lekarski, a szczególnie jego kwiaty, zawierają bardzo wiele substancji czynnych. Są to: saponiny triterpenowe, alkohole triterpenowe oraz ich estry, sterole, karotenoidy (nadają barwę kwiatom), flawonoidy, kumaryny, olejek eteryczny. Ponadto związki śluzowe, kwasy organiczne, gorycze, żywice, poliacetyleny, polisacharydy, witaminę C i sole mineralne, m.in. ze związkami magnezu. Saponiny triterpenowe w kwiatach nagietka są zbudowane podobnie jak saponiny korzenia żeń-szenia, surowca leczniczego stosowanego na Dalekim Wschodzie.

Nagietek należy do wszechstronnych leków ziołowych, a warunkuje to bogaty i różnorodny skład substancji czynnych. Nagietek i przetwory z niego stosowane zewnętrznie działają przeciwzapalnie, bakteriobójczo, grzybobójczo. Dzięki zawartym w tym surowcu karotenoidom i triterpenom przyspieszają gojenie się ran. 


Źródło: Mateusz Emmanuel Senderski "Zioła. Praktyczny poradnik o ziołach i ziołolecznictwie"

A tak nawiasem mówiąc, z kwiatów nagietka można prostym sposobem zrobić całkiem niezłe wino, które poza bycie bajeranckim dodatkiem do życia wiedźmy, działa ogólnie wzmacniająco i leczniczo w dolegliwościach przewodu pokarmowego.
Gdy tylko nagietki zakwitną, zrobię to wino i podrzucę Wam przepis.

Poza kojącym, przeciwzapalnym i nawilżającym działaniem nagietka, wraz z maceratem dostajemy także wszystkie właściwości oleju bazowego. Dlatego też warto wybrać sobie jakiś dobry, wartościowy olej robiąc takie maceraty samemu.
Oliwę z oliwek moja skóra na szczęście bardzo lubi, więc mogę w pełni cieszyć się jej właściwościami odżywczymi i nawilżającymi.




Taki macerat z kwiatów nagietka jest niesamowitym wymiataczem wolnych rodników, które są atomami bądź cząsteczkami z niesparowanymi, pojedynczymi elektronami powstałymi po rozpadzie wiązania chemicznego pod wpływem choćby promieniowania ultrafioletowego. 
To agresywne cząsteczki, silnie reakcyjne, które są przyczyną degradacji DNA, białek, nienasyconych kwasów tłuszczowych wchodzących w skład błon komórkowych, itd, itd... a co za tym idzie - także przedwczesnego starzenia skóry i organizmu. 

Nie da się ich całkowicie uniknąć, gdyż pełnią też ważne funkcje w naszym organizmie - służą choćby do niszczenia bakterii chorobotwórczych i utleniają substancje toksyczne; warto jednak zadbać o regularne dostarczanie skórze (i organizmowi też!) antyoksydantów, czyli antyutleniaczy aby zachować równowagę pomiędzy substancjami utleniającymi a antyoksydantami, co jest szczególnie ważne latem lub wiosną tak niespodziewanie słoneczną jak ta, którą mamy teraz. 

Polecam szczególnie wieczorem, po całym dniu, po zmyciu makijażu zrobić sobie krótki, delikatny masaż twarzy z takim prostym serum z dodatkiem maceratu nagietkowego:

Składniki (na ok. 20 ml serum):


  • 13 ml Waszego ulubionego kremu nawilżającego
  • 5 ml żelu hialuronowego
  • 2 ml maceratu nagietkowego
Jeśli tę ilość (20 ml) jesteście w stanie zużyć w ciągu dwóch tygodni, nie musicie tego serum konserwować, ale bezwzględnie należy go trzymać w lodówce. W przeciwnym razie zalecam dodać 15 kropli konserwantu i wówczas nie trzeba już go przechowywać w lodówce.

Ja sobie robię takie masaże maceratem nagietkowym przynajmniej trzy razy w tygodniu, choć staram się częściej. Dodatek żelu hialuronowego daje mi ekstra nawilżenie, a całość mieszam jeszcze z odrobiną żelu borowinowego, który jest moim ukochańcem, oraz mleczka po opalaniu z Organicum Sun, który ma rewelacyjny skład. Nie mieszam od razu całej buteleczki, ale bezpośrednio na dłoni taką ilość, jaką zużyję jednorazowo na twarz, szyję i dekolt. Dzięki temu odpada mi problem z trzymaniem w lodówce, pilnowaniem daty, itd.



Serum wchłania się bardzo ładnie, niemalże do matu, dzięki czemu nałożenie na niego kremu na noc nie jest wyczynem, a rano nie budzę całego domu silnym, słoninowym blaskiem swojej cery.  
Można, a nawet trzeba go delikatnie wklepywać także w skórę powiek i pod oczami.

Polecam też dodać trochę maceratu z nagietka do swojej oliwki do ciała, bądź balsamu - będzie rewelacyjnie koił wszelkie podrażnienia, np. po goleniu. 
Jeśli często macie do czynienia z kotami, a szczególnie ich pazurkami - dodajcie sobie trochę tego maceratu do swojego kremu do rąk, drobne ranki zagoją się szybciej, a i bakteriobójcze działanie nagietka nie jest tutaj bez znaczenia. 

Używacie maceratów? A może... robicie swoje? Jeśli tak - zdradźcie mi swoje ulubione :)


Miłego dnia!
Arsenic


16 komentarzy:

  1. Maceraty? Niedługo szuflada ich nie pomieści ;) Robię swoje, na bazie oliwy z oliwek, choć w przyszłości planuję zastąpić ją olejem o bardziej neutralnym zapachu, może z winogron?
    Obecnie macerują się z rumianku i zielonej herbaty, z morszczynu, ze skrzypu, łopianu i pokrzywy. Czy się sprawdzą, to się okaże :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O widzisz, a z morszczynu tego suszonego? Czy masz jakiś tajny dostęp do świeżego? :)
      Czytałam, że właśnie olej z pestek winogron jest najbardziej uniwersalny do maceratów, a robiłaś na innych olejach, np. jojoba czy arganowym?

      Usuń
    2. Morszczyn sam się ususzył, przywiozłam go znad morza :) Na innych olejach jeszcze nie robiłam, wtedy byłoby cudownie - bogaty olej i właściwości ziół. Niestety wyszłoby to dość kosztownie. Wolę wzbogacić ten olej, który nie ma oszałamiających właściwości :)

      Usuń
  2. dlaczego kręcisz nosem na oliwę? ona jest cudowna i niedoceniana w dobie modnych, drogich i egzotycznych olei :/ dzieki za przypomnienie, bo ja swego czasu zrobiłam taki macerat i juz jakiś czas temu go odcedziłam i zwyczajnie o nim zapomniała - najwyższy czas używać:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kręcę nosem, bo nie każdy nos lubi ten zapach ;) Ja oliwę w pielęgnacji stosuję bardzo często i świetnie się u mnie sprawdza.
      A jaki macerat zrobiłaś?

      Usuń
    2. no faktycznie ekstra virgin ma dość specyficzny zapach i smak, a ja zrobiłam macerat właśnie na bazie oliwy, do której wrzuciłam suszony nagietek i skrzyp - głównie w celach wcierkowych, ale mam ich obecnie zbyt dużo, węc może spróbuję go do ocm włączyć:)

      Usuń
    3. To się nazywa luksus - OCM maceratami ;)
      Ja planuję zrobić swój nagietkowy macerat za jakiś czas, bo świetnie się u mnie sprawdza. Tylko muszę posiać nagietki najpierw ;)

      Usuń
  3. powiedz mi proszę czy rekomendowany przez Ciebie żel borowinowy może zastąpić żel do codziennego mycia twarzy?bo chyba nie widzę tam składników myjących

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twój wzrok Cię nie myli, żel borowinowy służy do nawilżania i uelatyczniania skóry, nie do mycia jej. Pisałam o tym w poście: http://arsenicmakeup.blogspot.com/2013/01/hypoalergiczny-zel-borowinowy-sulphur.html

      Usuń
  4. powiedz mi proszę czy rekomendowany przez Ciebie żel borowinowy może zastąpić żel do codziennego mycia twarzy?bo chyba nie widzę tam składników myjących

    OdpowiedzUsuń
  5. a ja niestety jestem maceratowym laikiem. kiedys może nabiorę doświadczenia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie trzeba być ekspertem, aby zioła zalać olejem i zostawić w szafce na 3 tygodnie :D

      Usuń
  6. Kiedyś robiłam namiętnie maceraty z całych ziaren kardamonu - tak dla zapachu (mnie powalał, nigdy nic kupionego nie miało takiej orientalnej słodyczy w sobie), nagietka (niestety suszonego) i arniki (na naczynka). Świetnym medium okazał się olej słonecznikowy, kuchenny Bartek - wiem, wiem, że wyprany z wielu cennych składników, ale po jego zmianie w lepkości, kolorze i zapachu widziałam, jak wiele naciągnął z surowca zielarskiego... Te domowe maceraty to świetna sprawa, ja jednak doszłam do wniosku, że nie należy robić zbyt dużych ilości, bo te mnóstwo "dobroci" może łatwo się popsuć - no ale ja niestety nie konserwowałam vit.E
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A próbowałaś może robić na innych olejach, np. jojoba? Ten olej nie jełczeje, ma bardzo długą datę ważności i ciekawą umiejętność wydłużania daty ważności kosmetyku, do którego się go dodaje. W połączeniu z wit. E może mógłby sprawić, że macerat postoi dłużej.

      Usuń
    2. Nie przyszło mi to do głowy. Akurat działanie oleju jojoba uwielbiam, ale nie wiem, czy tylko mnie się zdaje, ale ten olej ma zapach...hmmm...czegoś wędzonego (ten złoty oczywiście), więc w tych zapachowych może by mnie ciut drażnił. Zostaje mi tylko kupić tokoferol i dalej się bawić. Przypomniałam sobie, że jeszcze w olejowych eksperymentach używałam korzenia łopianu, gdy włosy się sypały, zdarzyło mi się też dla zapachu zalać świeże płatki róży cukrowej (tej bordowej, pospolitej...) Nawet pachniało to to różami potem :-O

      Usuń
  7. Skończył mi się żel hialuronowy, kupując, zwrócę uwagę na ten macerat ;)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Arsenic - naturalnie z przekorą , Blogger